Zielonogórskie obchody Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych
Dowiedziałem się wczoraj, iż Pańska małżonka powiła syna. Zasyłam pozdrowienia i życzę, aby Pańska pociecha zdrowo i szczęśliwie rosła ku chwale i na pożytek naszej Ojczyzny. Niech Pan będzie dobrej myśli… Ma Pan dla kogo żyć”.
Powyżej przytoczyłem fragment więziennego listu napisanego w ukryciu na kawałku papieru w trakcie śledztwa prowadzonego przez funkcjonariuszy Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Zielonej Górze w styczniu w 1947 r. Jego adresatem był dowódca Placówki Armii Krajowej w Przylepie, plutonowy Aleksander Krupiński vel Wojciechowski (ps. „Ryś”), aresztowany po zamachu na Władysława Stasierskiego, członka Polskiej Partii Robotniczej. Autor listu, Rościsław Kotwicki, został aresztowany pod zarzutem współudziału w tym zamachu. Śledztwo trwało pół roku.
Aleksander Krupiński, z pochodzenia Krakowianin, do Przylepu przybył w grudniu 1945 r. z Gdyni, do której dotarł jesienią po ucieczce z krakowskiego więzienia. Został uwięziony przez Urząd Bezpieczeństwa z podejrzeniem o podpisanie Volkslisty i współpracę z Niemcami. W rzeczywistości chodziło jednak o jego akowską konspirację i przynależność do granatowej policji. W ucieczce pomogli mu koledzy z podziemia. W Gdyni nawiązał kontakt z prężną poakowską organizacją zbrojną „Tarzan”, której dowódcą był wówczas Stanisław Morawski „Dziadek”.
Krupiński, ponieważ był poszukiwany przez UB, zaczął znów używać swoich konspiracyjnych dokumentów na nazwisko Wojciechowski Aleksander (zdjęcie). Pod takim nazwiskiem zamieszkał w Przylepie i zaczął pracę w kancelarii Nadleśnictwa Przylep. Został zatrudniony przez Nadleśniczego Rościsława Kotwickiego.
W lutym 1946 r. do Zielonej Góry przyjechał por. Borek z gdyńskiego Obwodu AK. Na spotkaniu z nim Krupiński otrzymał polecenie podjęcia próby zbudowania Placówki AK na bazie Leśnictwa Przylep, w którym pracowało kilka osób związanych z wcześniejszą konspiracją. Formalnie organizacja zaczęła istnieć od marca 1946 r. Pierwsi jej członkowie to Wiktor Kotwicki (brat Nadleśniczego) oraz Stanisław Dydak (obrońca Warszawy z września 1939 r. – zgłosił się do wojska jako ochotnik).
Zostali zaprzysiężeni przez dowódcę plutonowego chorążego, Aleksandra Krupińskiego, który otrzymał taki stopień po konspiracji wojennej. Wszyscy przyjęli pseudonimy: Krupiński – „Ryś”, Kotwicki – „Baca”, a Dydak – „Sztylet”. Celem organizacji była walka z narzuconym Polsce siłą ustrojem poprzez likwidację aktywistów komunistycznych. Była to reakcja na podjętą wcześniej przez „władzę ludową” akcję unieszkodliwiania niewygodnych członków AK i innych formacji zbrojnych walczących o niepodległość Polski w ramach Polskiego Państwa Podziemnego. Sprowadzało się to do mordowania ich, zamykania w więzieniach oraz wywożenia na Sybir.
O istnieniu organizacji dość szybko dowiedział się Nadleśniczy Rościsław Kotwicki. Zaczął z nią współpracować, m.in. przekazał dowódcy Placówki pistolet. Pierwszą akcję przeprowadzili w czerwcu 1946 r. i była skierowana przeciwko członkowi Polskiej Partii Robotniczej, Władysławowi Stasierskiemu.
Władysław Stasierski w marcu 1946 r. zaczął pracę sekretarza w Nadleśnictwie. Prawdopodobnie został tutaj dyscyplinarnie przeniesiony z Legnicy za to, że bezprawnie używał pieczęci urzędowych. Po kilku tygodniach okazało się, że relacje służbowe pomiędzy nim a Nadleśniczym Kotwickim zaczynają układać się źle. Wynikało to między innymi z faktu jego nadmiernych skłonności alkoholowych, zasypiania w pracy oraz straszenia Nadleśniczego „hakiem”, który na niego znajdzie. W ten sposób próbował ratować swoją zagrożoną pozycję.
Kotwicki stwierdził, że był „słabym pracownikiem i demoralizował ludzi Nadleśnictwa”. Występował kilka razy do Dyrekcji Lasów o przeniesienie go w inne miejsce, jednak bez skutku. W maju odkrył, że Stasierski jest członkiem PPR. Kotwicki postanowił tym faktem zainteresować „Rysia” i zaproponował „zgładzenie niewygodnego członka PPR”. Krupiński zgodził się. Jako dowódca Placówki AK napisał wyrok w formie rozkazu i wydał go Stanisławowi Dydakowi „Sztylet” wraz z pistoletem belgijskim 9 mm. Do zabójstwa doszło w Boże Ciało, ok. godz. 23.00.
Członków organizacji, jak również Nadleśniczego, aresztowano na przełomie grudnia i stycznia 1947r. Śledztwo prowadzili funkcjonariusze PUBP w Zielonej Górze. W dniach 16-17 czerwca 1947 roku Wojskowy Sąd Rejonowy w Poznaniu podczas sesji wyjazdowej w Zielonej Górze przeprowadził pokazową rozprawę przeciwko Krupińskiemu, Kotwickiemu oraz Dydakowi. Zostali oskarżeni o przynależność do nielegalnej organizacji o nazwie Armia Krajowa, której celem były działania skierowane „bezpośrednio ku obaleniu ustroju Państwa Polskiego”. Działała ona od wiosny 1946 roku do stycznia 1947 w Przylepie (pow. Zielona Góra). Zarzucono im również nielegalne posiadanie broni. Najcięższe oskarżenie miało jednak związek z dokonaniem zbrojnego zamachu na życie sekretarza Nadleśnictwa Przylep, Władysława Stawierskiego, członka PPR.
Sędzia, wydając wyrok, powiedział: „mimo sugestii ze strony osk. Krupińskiego Aleksandra, iż mord dokonany był z pobudek osobistych, [stwierdzam], że (…) istniały tez pobudki natury politycznej, co jest tym bardziej prawdopodobne, iż przecież osk. Krupiński Al. w stosunku do Stasierskiego był osobą zupełnie neutralną, a on był zaangażowany w pracę nielegalną. (…) Takie same były pobudki dla Dydaka – za przynależność do partii politycznej zamordowali Stasierskiego”.
Krupiński, Dydak i Kotwicki zostali skazani na kary śmierci, jednakże sędzia wojskowy mjr Kazimierz Tasiemski, wydając najwyższy wyrok, skorzystał z Ustawy o amnestii z 22 lutego 1947 r. i złagodził go do 15 lat więzienia. Było to dość zaskakujące postanowienie, może właśnie dlatego Wojskowa Służba Informacyjna rozpracowywała później sędziego Tasiemskiego . Cała trójka wyszła na wolność w styczniu 1957 roku.
Na początku lat 90. Rościsław Kotwicki i Stanisław Dydak uzyskali w Sądach Wojewódzkich w Poznaniu i Zielonej Górze unieważnienie wyroków na podstawie Ustawy z dnia 23.02.1991r o uznaniu za nieważne orzeczeń wydanych wobec osób represjonowanych za działalność na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego. Niestety odmówiono tego Aleksandrowi Krupińskiemu.
Opisany tu tok wydarzeń jest ich rekonstrukcją na podstawie dokumentów śledztwa i rozprawy głównej. Zdaję sobie sprawę z tego, że gdy w grę wchodzi życie człowieka i jego cierpienie zachowanie obiektywizmu nigdy do końca nie będzie możliwe.
Marek Budniak
Artykuł opublikowany 2.02. 2018 roku w Gazecie Lubuskiej