„Ja – ojciec jestem rozgoryczony danym wyrokiem – czytamy w liście Franciszka Broczkowskiego, ojca Karola Broczkowskiego skazanego na karę śmierci przez Rejonowy Sąd Wojskowy w Zielonej Górze 29 lipca 1952 r. – Nie mam żadnej wiadomości od syna ani władz sądowych.(…) Jestem przygotowany na wiadomość, że syn mój nie żyje, ale żywię nadzieję, że synowi przebaczyła władza ludowa”.
Franciszek Broczkowski doczekał się odpowiedzi dopiero po drugiej prośbie, którą skierował w kwietniu do Ministra Sprawiedliwości. Odpowiedź była lakoniczna i bezduszna. Poinformowano, że Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski i wyrok został wykonany. Rodzina nigdy się nie dowiedziała, kiedy Karol został stracony i czy gdziekolwiek istnieje jego mogiła.
Była to praktyka ogólnie wówczas przyjęta. Skazaniec na karę śmierci obligatoryjnie musiał być pozbawiany praw honorowych i obywatelskich. Władza w stosunku do niego miała tylko jeden obowiązek: pozbawić go życia i uprzątnąć jego zwłoki tak, aby ślad zaginął. Wcześniej musiał miesiącami czekać na ewentualne ułaskawienie przez Prezydenta Bieruta lub Radę Państwa. Nie był zwykłym więźniem, znajdował się pod szczególnym nadzorem (np. w nocy w celi śmierci, w której przebywał od wyroku, nie wyłączano prądu).
Kilka niewiadomych
Karol Broczkowski został rozstrzelany 11 lutego 1953 r. o godz. 21.30 w Więzieniu w Zielonej Górze przy ul. Łużyckiej. Przy jego śmierci obecni byli: Prokurator Wojskowy kpt. Jan Koluba, Naczelnik Więzienia Stefan Rosiński, lekarz Szymon Dąbrowski oraz dowódca plutonu egzekucyjnego chor. Franciszek Honc. W protokole widnieje zapis „pluton egzekucyjny”, co jednak wcale nie znaczy, że strzelało kilku żołnierzy. Mogło być tak, że chor. Honc oddał strzał z pistoletu w głowę Karola Broczkowskiego samodzielnie (nie raz tak to się odbywało, co przyznają we wspomnieniach obecni przy egzekucjach księża).
Wspominałem już tu jakiś czas temu, że w Zielonej Górze wszystkie znane mi wyroki śmierci odbyły się bez udziału osoby duchownej. Czy znaczy to, że organizatorzy mieli coś do ukrycia, a osoba „niezależna” była jakimś zagrożeniem? W dokumentach odnotowywano wyznanie religijne skazańca, zastanawia więc fakt, że katolik – najczęściej wychowany i uformowany religijnie w Drugiej Rzeczypospolitej – nie miał w momencie swojej śmierci księdza katolickiego…
W przypadku wykonania kary śmierci na Karolu Broczkowskim wątpliwości budzi także brak jeszcze jednej osoby: sędziego wojskowego kpt. Stefana Cieślaka, który pół roku wcześniej wydał wyrok i miał prawny obowiązek w jego wykonaniu uczestniczyć. Był jeszcze przez rok pracownikiem WSR w Zielonej Górze – co się stało? Nie wiadomo.
Paczka znajomych w konspiracyjnej organizacji
Karol Broczkowski był dezerterem z Ludowego Wojska Polskiego, który nie chcąc dać się wylegitymować przypadkowemu milicjantowi, śmiertelnie go postrzelił. Wcześniej, po ucieczce z jednostki wojskowej z Gniezna, związał się z powstającą na terenie jego rodzinnej wsi Jędrzychowice (niedaleko Szlichtyngowej, pow. Wschowa) konspiracyjną organizacją młodzieżową „Partyzanci – Armia Krajowa”. Dowódcą był jego kolega, Florian Grzana, a pozostałymi uczestnikami Szymon Szpiczka i Zygmunt Salwa. Wszyscy mieli po 20 lat.
Ich działalność zaczęła się jesienią 1950 r. w domu Floriana Grzany. Podczas kolejnego wspólnego słuchania audycji radiowych rozgłośni zachodnich w języku polskim padła propozycja założenia konspiracyjnej organizacji. O tym, jak można to zrobić, dowiedzieli się z radia, nie posiadali jednak nawet minimalnego doświadczenia w tym zakresie. W toku dyskusji ustalili główne cele tajnego związku. Strategiczny polegał na przygotowaniu się do zbrojnego wystąpienia przeciwko Polsce Ludowej w momencie wybuchu wojny, doraźne z kolei na organizowaniu zamachów na funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństw i Milicji Obywatelskiej głównie w celu zdobywania broni. Planowali także akcje dywersyjne w formie napadów na gospodarstwa spółdzielcze oraz instytucje państwowe. Zamierzali w ten sposób zdobywać środki materialne na prowadzenie działalności.
Organizację nazwali „Partyzanci”, a w styczniu 1952 r. zmienili nazwę na „Partyzanci – Armia Krajowa” na wniosek Karola Broczkowskiego. Podjęli decyzję o głębszej konspiracji, dlatego przyjęli pseudonimy: Florian Grzana – „Wierzbun”, Karol Broczkowski – „Dąbczak”, Szymon Szpiczka – „Jastrząb”, Zygmunt Salwa – „Kozioł”. W lutym rozpoczęli przygotowania organizacyjne do przeniesienia swojej działalności na teren Gór Świętokrzyskich, aby tam rozpocząć aktywniejszą walkę z komunistami, przyłączając się do innych oddziałów partyzanckich. Planowali nawet zdobyć samochód osobowy.
Banda terrorystyczno-rabunkowa
Ostatecznie działalności „Partyzantów – Armii Krajowej” nie uznano jako organizacji zmierzającej do zbrojnego obalenia Polski Ludowej, ale jako bandę terrorystyczno-rabunkową. Na podstawie zeznań świadków udowodniono im kradzież motocykla, radia i aparatu fotograficznego. Zastanawiający jest fakt, że ewidentna i nieukrywana chęć walki z Polską Ludową nie została tu zupełnie zauważona, kiedy w innych, nieraz bardzo wątpliwych przypadkach, ten sam WSR w Zielonej Górze skazywał na karę śmierci z tego właśnie powodu.
Wydaje się, że mogły się na to złożyć dwie sprawy. Po pierwsze sąd w pierwszej kolejności chciał przykładnie ukarać wojskowego za dezercję i zabójstwo. I chociaż było ono zgodne z założeniami organizacji, do której przystąpił (likwidacja funkcjonariuszy MO i UB), to jednak inni członkowie nie wzięli w nim udziału. Grzana, Szpicka i Salwa, mimo że przede wszystkim prowadzili działalność polityczną, zostali uznani za pospolitych kryminalistów. W dokumentach archiwalnych zachowały się dwa akty oskarżenia: jeden, świadczący o tym, że ich działalność miała charakter kontrrewolucyjny (przygotowywanie zbrojnego obalenia ustroju), drugi – że tylko rabunkowy. Kolegium sędziów na utajnionym posiedzeniu przygotowawczym uzgodniło, że należy przede wszystkim surowo ukarać żołnierza za jego czyny, a cywilów skazać za kradzieże.
Po drugie mogło również chodzić o stworzenie lepszego obrazu młodzieżowych organizacji kontrrewolucyjnych w naszym województwie. W latach 1950-1954 starano się udowadniać, że ilość wyroków wydawanych w procesach politycznych spada. Może nie bez znaczenia pozostawał fakt, że w tym samym okresie we Wschowie aresztowano członków „Młodzieżowej Siły Zbrojnej” w tej samej grupie wiekowej.
Proces „Partyzantów”
Śledztwo musiało być bardzo brutalne – świadczy o tym fakt, że na ostatnich protokołach z przesłuchań chłopcy mają problem ze złożeniem wyraźnych podpisów. Było on prowadzone pod kątem wrogiej działalności przeciwko Polsce Ludowej oraz zabójstwa na służbie funkcjonariusza MO. Najwięcej oskarżeń skierowano przeciwko Karolowi Broczkowskiemu – dezercja, kradzież broni, zabójstwo milicjanta, przystąpienie do nielegalnego związku.
Proces „Partyznatów – Armii Krajowej” odbył się w dniach 28-29 lipca 1952 r. w Zielonej Górze. Rozprawę główną prowadził sędzia kpt. Stefan Cieślak. Wyrok ogłosił 30 lipca. Karol Broczkowski – kara śmierci, Florian Grzana – 15 lat więzienia, Szymon Szpiczka – 9 lat więzienia, Zygmunt Salwa – 8 lat więzienia.
Po upadku komunizmu w Polsce tylko Zygmunt Salwa złożył wniosek do Sądu Okręgowego w Zielonej Górze w 2000 r. o unieważnienie wyroku z 1952 r.w związku z działalnością o niepodległy byt Państwa Polskiego. Sąd jednak odmówił mu, uzasadniając decyzję tym, że „Partyzanci” nie podjęli faktycznej działalności przeciwko Polsce Ludowej.
Marek Budniak
Artykuł opublikowany w Gazecie Lubuskiej, 24 listopada 2017 r.