o chłopcach, którzy chcieli wysadzić wiadukt

Chcieli wysadzić zielonogórski wiadukt kolejowy – ale nie wysadzili. Można więc powiedzieć, że zostali skazani głównie za to, co chcieli uczynić, a nie za to, co faktycznie zrobili. Surowe kary, jakie ich dosięgły w momencie ogłoszenia wyroku, były oceną ich intencji, zamiarów, jak również oceną młodzieńczych marzeń o wolności.

Badając źródła dokumentacyjne – dwa tomy akt – powstałe w czasie śledztwa, procesu, uwięzienia i ostatecznie uniewinnienia w latach 90. dwudziestego wieku, można dojść do wniosku, że w tym przypadku wyraźnie uwidacznia się zatarcie granic w ówczesnym systemie prawnym pomiędzy czynem popełnionym a zamierzonym.

Zbyt łagodna kara?

Sprawa pięciu chłopców z Zielonej Góry skazanych 24 marca 1953 r. surowym wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego jest bardzo interesująca choćby dlatego, że ówczesny Rejonowy Prokurator Wojskowy kpt Zbigniew Domino po zakończeniu rozprawy wystąpił z wnioskiem rewizyjnym do Naczelnego Sądu Wojskowego (NSW) w Warszawie. Wnosił on o unieważnienie wydanego wyroku ze względu na jego niski wymiar w stosunku do dwóch skazanych: Stanisława Romanowskiego oraz Mariana Suchockiego.

Oboje jako główni organizatorzy nielegalnego związku, przygotowując plany działań oraz posiadając broń, otrzymali karę 12. lat więzienia, 5. lat utraty praw obywatelskich oraz całkowitej konfiskaty mienia. Zdaniem Domino należało ich jednak bardziej surowo ukarać. Przypuszczam, że chciał dla nich dożywocia lub kary śmierci. Był już znany z tego, że domagał się bardzo surowych wyroków, szczególnie jeśli chodziło o młodzież (w procesie członków młodzieżowej organizacji „Białe Sokoły” z powiatu Strzelce Krajeńskie – 16 stycznia 1952 r. – domagał się trzech wyroków śmierci. Sędzia zgodził się na dwa, trzecia osoba otrzymała dożywocie). W tym wypadku NSW odrzucił skargę Prokuratora Domino.

Pozostałych członków zielonogórskiego związku sąd wojskowy skazał następująco:

  • Zbigniew Śliski – 10 lat więzienia, 4 lata utraty praw obywatelskich, całkowita konfiskata mienia;
  • Henryk Stańda – 8 lat więzienia, 3 lata utraty praw obywatelskich, całkowita konfiskata mienia;
  • Aleksander Kaniowski – 5 lat więzienia, 4 lata utraty praw obywatelskich, całkowita konfiskata mienia.

W przypadku tych wyroków prokurator nie widział potrzeby rewizji.

Szkolna paczka

Wspomniana Piątka to koledzy szkolni, którzy najpierw funkcjonowali w dwóch niezależnych „paczkach”: Romanowski, Stańda i inni oraz Suchocki, Śliski, Kaniawski i pozostali. Staszek Romanowski i Maryś Suchocki byli ich przywódcami. To właśnie oni „wpadli” na siebie i wspólnie postanowili wysadzić w powietrze wiadukt kolejowy przy ul. Kożuchowskiej. Plany rodziły się od jesieni 1951 r. Pozostałe osoby spoza Piątki, które współpracowały z grupą, nie włączyły się w bezpośrednie przygotowania do Akcji „Wiadukt”, jak na przykład Józef Ajszpur (rodzina Ajszpurów była bardzo zaangażowana w Wydarzenia Zielonogórskie w 1960 r. m.in. Antoni Ajszpur, brat Józefa, został skazany na 4 lata więzienia). Józef Ajszpur zeznawał w czasie rozprawy jako świadek.

Kiedy chłopcy rozpoczynali działalność, jak to określili ubeccy śledczy, „przeciwko Polsce Ludowej”, mieli po 15-16 lat. Wszyscy, oprócz Kaniowskiego, pochodzili z tego samego rocznika – 1934 r., Olek był o rok młodszy. Zielona Góra stała się miejscem ich zabaw, nauki, pracy, rodzinnego życia – nadzieją na lepszą przyszłość pomiędzy latem ’45 a jesienią ’46, kiedy to dotarli tu po wojennej tułaczce (pochodzili z różnych terenów II Rzeczypospolitej). Wojna ich nie oszczędzała…

Okres wojenny, jak i powojenny sprawiły, że wszyscy w ich wieku interesowali się bronią palną. Każdy chciał mieć chociaż swój pistolet, stało się to bardzo ważną pasja młodzieńczą. Jeszcze w latach okupacji na Sybirze, czy w innych miejscach, gdzie przebywali, mając zaledwie 10-12 lat, po kryjomu przed rodzicami, podejmowali bardzo ryzykowne próby obcowania z nią. Po przybyciu do Zielonej Góry to się nasiliło. Organizowali wypady nad Odrę albo do lasu, gdzie wspólnie strzelali. Broń ukrywali na strychach, przy domowych komórkach, w piwnicach. Romanowski posiadał aż trzy sztuki broni: dwa karabiny „Mauser”, fuzję myśliwską oraz 48 naboi, Suchocki pistolet „Parabellum” i ok. 200 szt. amunicji, zaś Stańda – pistolet „Beretta”. Przechowywanie broni było oczywiście zakazane.

Młodzieńcze plany​

Wspólnie chodzili do kina na filmy przygodowo-wojenne. Zaglądali do Publicznej Czytelni przy ul. Żeromskiego. Odwiedzali się w domach, gdzie razem słuchali i komentowali audycje radiowe nadawane w języku polskim z rozgłośni zachodnich – np. Madryt, Głos Ameryki. Właśnie w czasie jednego z takich spotkań postanowili założyć organizację, której celem będzie walka z komunistami. Marian Suchocki mówił, że będzie chciał uwolnić brata, który siedzi więzieniu – było to latem 1951 r. W pierwszym rzędzie chcieli zgromadzić jak najwięcej broni, zdobywając ją poprzez zasadzki na funkcjonariuszy MO i UB. Mimo że wielokrotnie przygotowywali palne napady – prześcigając się w pomysłach – i niejednokrotnie próbowali je realizować, np. wychodząc wieczorami na ulice Zielonej Góry, ani razu im się to nie udało i żaden z funkcjonariuszy nie został poszkodowany.

Ich plany nabierały coraz większego rozmachu, choć daleko jeszcze było do podjęcia faktycznej działalności antypaństwowej. Coraz lepiej wiedzieli natomiast, na czym ona ma polegać. Mieli rozpocząć od złożenia przysięgi (tekst miał przygotować Suchocki), planowali zorganizować własny sztandar z wizerunkiem Matki Bożej, Królowej Polski, a w grudniu 1951 r. rozpoczęli na działce ojca Suchockiego budowę bunkra ukrytego w ziemi. Miał on być miejscem magazynowania broni zdobytej po milicjantach i ubekach. Tutaj też – po wykradzeniu z drukarni maszyny do pisania – miały powstawać antykomunistyczne ulotki. Organizacja planowała też przyjmować nowych, zaufanych członków.

Od lata 1952 r. rozmawiali o potrzebie zniszczenia wiaduktu kolejowego przy ul. Kożuchowskiej, aby w ten sposób przerwać produkcję w „Polskiej Wełnie” oraz w Zakładach Drzewnych. Materiał wybuchowy miał być pozyskany z pocisków artyleryjskich. Szukali ich w okolicznych lasach –  bezskutecznie. Jednak to ich nie zniechęcało. Ostatecznie doszli do wniosku, że zrezygnują z tego wiaduktu na rzecz drugiego, przy ul. Krakusa, gdyż do jego wysadzenia będzie potrzeba mniej materiału wybuchowego. Nadal szukali pocisków…

Strzelba wystrzeliła

W sierpniu 1952 r. funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa aresztowali Staszka Romanowskiego i Henia Stańdę pod zarzutem nielegalnego posiadania broni. Suchocki postanowił, że podejmą zbrojną próbę odbicia kolegów z więzienia. W tym celu należało szukać nowych członków i zdobywać broń. Mimo iż kilkakrotnie organizowali zasadzki na ulicach zielonogórskich na milicjantów, nie udało im się ani jednego rozbroić.

Na początku listopada Olek Kaniowski, który jako jedyny nie posiadał własnego pistoletu, dostał na przechowanie od Suchockiego jego „Parabellum”. Tego dnia wieczorem, gdy chwalił się pistoletem mamie, doszło do nieszczęśliwego wypadku – została ona przypadkowo postrzelona. Ten tragiczny moment stał się praktycznie końcem planów i działań Piątki chłopców. 8 listopada wszyscy zostali aresztowani i rozpoczęło się śledztwo. Od tego dnia przebywali najpierw w areszcie, a po wydaniu wyroku pod koniec stycznia 1953 r. zostali umieszczeni w więzieniu dla młodocianych w Jaworznie. W połowie 1955 r. przeprowadzono rewizję ich procesu i skrócono im wyroki o połowę. Latem 1956 r. objęła ich amnestia i wyszli na wolność.

Po upadku komunizmu w Polsce i przyjęciu 23 lutego 1991 r. Ustawy o uznaniu za nieważne orzeczeń wydanych wobec osób represjonowanych za działalność na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego na początku 1992 roku Marian Suchocki, Henryk Stańda, Zbigniew Śliski i Aleksander Kaniowski orzeczeniem Sądu Wojewódzkiego w Zielonej Górze zostali uniewinnieni. Brakuje wśród nich tylko Stanisława Romanowskiego. Rozumiem, że to dlatego, że nie doczekał tych czasów? Mimo wszystko jego brak na liście uniewinnionych jakoś kłuje w oczy…

Noty biograficzne

Stanisław Romanowski urodził się w miejscowości Motyka (pow. Łomża) 22 IV 1934 r. Był pochodzenia robotniczego. Miał skończone 8 klas szkoły podstawowej. Chodził do szkoły dla dorosłych przy ul. Widok.  Jako pracownik młodociany zatrudniał się w zielonogórskim handlu. Wraz z rodzicami mieszkał w Zielonej Górze przy ul. Jaskółczej 1.

Henryk Stańda pochodził spod krakowskiej Wieliczki. Urodził się 22 I 1934 r. Jego ojciec był przedwojennym drukarzem. Do Zielonej Góry przyjechali na przełomie 45. i 46. roku. Zamieszkali przy ul. Ogrodowej 6. Po ukończeniu szkoły podstawowej i dwuletniej szkoły zawodowej Heniek rozpoczął pracę w Zielonogórskich Zakładach Graficznych. Najpierw jako uczeń maszynisty (1950 r.), a następnie od 4 IX 1952 r. jako maszynista drukarz.

Marian Suchocki urodził się 15 VIII 1934 r. w Rakowie (pow. Łomża), w rodzinie chłopskiej. Do Zielonej Góry przyjechał z rodzicami, starszą siostrą i bratem w sierpniu 1945 r. Zamieszkali przy ul. Ogrodowej 12. Ojciec postanowił dalej uprawiać ziemię, dzieci ucząc się pomagały w gospodarstwie (2 hektary ziemi). Synowie podejmowali również prace dorywcze w zakładach zielonogórskich, najczęściej pracując fizyczne. Starszy brat po ukończeniu średniej szkoły wyjechał na studia leśnicze do Poznania. Marian, kontynuując naukę w szkole dla dorosłych, trafił do Zaodrzańskich Zakładów Konstrukcji Stalowych. Pracował tu jako pomocnik ślusarza.

Zbigniew Śliski pochodził z Wileńszczyzny. Urodził się 7 VIII 1934 r. w Starej Wilejce. Mama była pielęgniarką, tata urzędnikiem. Przed wybuchem II wojny światowej w 1939 r. ojciec został powołany do wojska. Zginął, broniąc Polski. W 1940 r. Zbyszek, jego młodszy brat i mama zostali wywiezieni przez Rosjan do Kazachstanu. Udało im się przeżyć. W sierpniu 1946 r. wrócili do Polski. Przyjechali do Zielonej Góry i zamieszkali przy ul. Słowackiego 12. Zbigniew uczył się najpierw w publicznej szkole podstawowej, a następnie w wieczorowej. Podejmował również prace jako pracownik młodociany – w wieku 14 lat, pomagał mamie w utrzymaniu domu. Ostatnim jego miejscem pracy były Zakłady Metalowe im. Marcelego Nowotki.

Aleksander Kaniowski urodził się 10 V 1935 r. w Dziśni (pow. Wilno).  Ukończone miał 6 klas szkoły podstawowej i zdobył zawód elektromontera. W momencie aresztowania był jeszcze uczniem szkoły dla dorosłych. Mieszkał przy ul. Dąbrowskiego 8.

 

Marek Budniak

Artykuł opublikowany 17.11.2017 roku w Gazecie Lubuskiej

Przewiń na górę